W połowie maja byłam na wymarzonej wycieczce po Japonii. W ciągu 11-stu dni zwiedziłam m.in. Tokio, Kioto, Narę czy Hakone. Kraj ten zaskakiwał mnie prawie na każdym kroku. Zbieranie śmieci pałeczkami, noszenie parasolek zamiast okularów przeciwsłonecznych czy publiczne toalety, w których muszle klozetowe połączone są z bidetami z wieloma dziwnymi funkcjami - to tylko przykłady fascynujących rzeczy jakie widziałam.
Największym rozczarowaniem niestety okazało się dla mnie japońskie jedzenie. Jako wybredna wegetarianka miałam - delikatnie mówiąc - przechlapane. Najgorzej było w ryokanach, czyli tradycyjnych hotelach. Japończycy uznają zupę na bulionie z suszonej ryby i krewetki jako nie-mięso. Nawet gdy dostałam coś naprawdę wege - np. gotowane grzyby enoki, kiszone warzywa lub naturalne tofu bez żadnej marynaty - nie były to moje smaki, więc zdarzało się, że od rana do wieczora jadłam sam ryż. Dodam, że byłam na wycieczce zorganizowanej z 10-osobową grupą, więc szukanie czegoś specjalnie dla mnie nie wchodziło w rachubę.
*
Mieszkańcy Japonii uwielbiają zieloną herbatę, która jest dosłownie wszędzie. Kraj ten najbardziej słynie z matchy, czyli herbaty sproszkowanej na puder. Można ją nie tylko pić, ale także dodawać do dań zarówno słodkich, jak i słonych. W każdym sklepie znajdziemy zielone czekolady, ciasteczka i lody.
*
Koniec gadania, zapraszam do oglądania!:) Wiem, że jakość zdjęć pozostawiam wiele do życzenia - większość była zrobiona telefonem.
Kolacje w ryokanie (tradycyjnym hotelu) jada się, siedząc na poduszce przy niskim stoliku, ubranym w yukatę, czyli lekkie kimono. Posiłek składa się z kilkunastu małych dań, które są co chwilę donoszone przez obsługę.
Gdy na kolejny posiłek z rzędu jesz suchy ryż...
Suszone ryby i inne morskie potwory można kupić w każdy sklepie.
Japończycy kochają pić zieloną herbatę. Parzą ją bardzo mocną, przez co ma gorzki smak.
Chanoyu to tradycyjny rytuał parzenia i picia herbaty. Matchę tego pana pija sam cesarz.
Sklepowe półki uginają się od zielonych słodyczy z matchą.